Prtner serwisu - kobieta.wp.pl

Fotografujemy USA, czyli amerykańska wyprawa. Tylko… dokąd?

Udostępnij Tweetnij Wykop
Plenery w USA to prawdziwy raj dla fotografa. Podróż do Stanów wiąże się niestety z dużymi kosztami, wymaga od nas odpowiedniego przygotowania i zaplanowania trasy zwiedzania. Fotograf Łukasz Józefowicz radzi, co szczególnie warto zobaczyć.

Ameryka jest krajem kontrastów. Dziewicza, nietknięta przez człowieka natura sąsiaduje z tętniącymi życiem miastami, a otwarte przestrzenie – z gęstymi lasami i bagnami. To świetne „łowisko” dla fotografa, zarówno tego doświadczonego, jak i dopiero aspirującego do miana profesjonalisty.
Taką wycieczkę trzeba dobrze zaplanować. USA to czwarte pod względem wielkości państwo na świecie; podczas jednego wyjazdu można zobaczyć zaledwie jego niewielką część. Zanim więc zdecydujesz się na konkretną lokalizację, zastanów się dokładnie, czego tak naprawdę szukasz w Stanach Zjednoczonych?

Krajobrazy rodem z westernu
Jeśli dzieciństwo kojarzy ci się z książkami Karola Maya, a dorastanie z filmami Clinta Eastwooda, wybierz pogranicze USA z Meksykiem.
- Południowy zachód USA to praktycznie samograj dla fotografa – mówi Józefowicz, fotograf i podróżnik, który zjeździł Stany praktycznie w każdą stronę. – Jadąc od południowej Kalifornii nad granicę południowej Arizony i Utah, aż po Nowy Meksyk, napotkamy mnóstwo zachwycających miejsc. Jest tam i Wielki Kanion, i parki narodowe, takie jak przepiękne Coconino w Arizonie. To fascynujące połączenie barw, czerwonych i białych skał z żywą zielenią kaktusów. Znamy te obrazy z milionów filmów, książek. Na marginesie, to region, gdzie faktycznie wiele kręcono. Podczas jednej z wycieczek nocowałem w hrabstwie Kanab w Utah, dosłownie kilkaset metrów od miejsca, gdzie wtedy powstawał drugi sezon „Westworld”.
Region ten warto zwiedzić nie tylko ze względu na filmową czy książkową nostalgię. Fotograf znajdzie tam bardzo ciekawe połączenia kolorów, których próżno szukać na europejskim podwórku.

- Trasa jest zupełnie inna od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce. Czeka nas jazda po otwartej pustyni, malownicze skały i przepiękne zachody słońca. Te ostatnie mają barwy niespotykane gdziekolwiek indziej – przechodzą od złotego, przez zielony i seledynowy do niebieskiego. Niebo ma tam kolory, jakich nie widziałem nigdzie indziej na świecie.
Kraina kontrastów
Warto odwiedzić środkowe Kolorado, a w szczególności Góry Skaliste. W Ameryce Północnej mogą się z nimi równać chyba tylko góry Brytyjskiej Kolumbii.

- Kolorado jest stanem specyficznym – opowiada Łukasz Józefowicz. – Jego wschodnią część stanowią równiny na pograniczu z Kansas. Teren na granicy z Wielkimi Równinami robi się płaski jak stół i jest coraz mniej drzew. Natomiast środkowe Kolorado, gdzie mieści się m.in. Aspen (jedna ze stolic zimowej turystyki w USA – przyp. red.), zajmują skaliste góry. Spod zieleni wyzierają tu szare skały. W okolicach tzw. „The Great Divide” (wododział kontynentalny Ameryki), można znaleźć dużo czerwonej ziemi, którą zobaczymy również w Arizonie czy Południowej Karolinie. Przejeżdżając przez Kolorado zimą albo jesienią, kiedy panują tam ujemne temperatury, zobaczymy biały śnieg pokrywający zielone igliwie, spod którego przebija czerwień. Kolorado obfituje w piękne krajobrazy do fotografowania.

Luizjana w rytmie bluesa
Fotografowie preferujący bardziej zaludnione obszary, jednak niepozbawione naturalnego uroku, powinni rozważyć udanie się do Luizjany. To stan, w którym spotykają się różne kultury: francuska, amerykańska, karaibska, hiszpańska i wreszcie afrykańska. To kolebka jazzu, tu także znajduje się miasto o długiej i mrocznej historii.

- W Nowym Orleanie znajdziemy rzeczy niespodziewane – opowiada Józefowicz. – Mamy tam słynną Bourbon Street, na której toczy się bardzo intensywne nocne życie. To mnóstwo miejsc z muzyką na żywo i gdzie można naprawdę dobrze zjeść. Ulica, co ciekawe, jest też położona bardzo blisko biznesowego centrum miasta. Nad zabytkowymi kamienicami górują więc wieżowce, co tworzy interesujący kontrast. Nowy Orlean jest też miastem bardzo uprzemysłowionym, gęsto zabudowanym i dusznym.

Historia jest bardzo żywa nie tylko w mieście.
- Warto udać się na zachód od miasta – kontynuuje Józefowicz. – Znajduje się tam wiele plantacji jeszcze z czasów, zanim Luizjana stała się częścią Stanów Zjednoczonych. To kilkadziesiąt mil, gdzie co chwila przejeżdżamy obok jakiejś starej willi. W większości z nich kręcono filmy, jak choćby „Wywiad z wampirem” czy „Django”. Budynki pokazują trudną historię czarnoskórych niewolników. Warto odwiedzić szczególnie Whitney Plantation, gdzie Amerykańskie Towarzystwo Historyczne odwzorowało autentyczną plantację z dawnych czasów, wraz z osiedlem, w którym żyli niewolnicy. To bardzo poruszające doświadczenie.


Luizjana to jednak nie tylko cywilizacja. To także bagniste tereny rzeki Missisipi, gdzie również znajdziemy wiele ciekawych plenerów do zdjęć.

- Z rzeczy przyjemnych, które naprawdę warto zrobić, muszę wymienić wycieczki na bagna w Luizjanie. Na północ od Nowego Orleanu możemy znaleźć bardzo dużo firm, które oferują naprawdę tanie przejażdżki łodziami. Możemy podczas nich zobaczyć wiele gatunków ptactwa, których nie spotkamy w Polsce. Można ponadto trafić na aligatory bądź guźce. Tamtejsi przewodnicy znają wiele ciekawych historii i mają bardzo fajne podejście do turystów.
To oczywiście zaledwie trzy propozycje. A czym fotografować?

- Podczas ostatniej podróży na południe USA [fotografie i relacja z wyprawy znajdują się tutaj – przyp. red.] wszystkie zdjęcia robiłem aparatem bezlusterkowym Olympus OM-D E-M1 MKII – mówi Józefowicz. – Używałem obiektywów z serii M.ZUIKO Pro: 12-40mm 1:2.8, 40-150mm 1:2.8 oraz 300mm 1:4.


Niewielki korpus w podróży sprawdza się znakomicie. W przeciwieństwie do większości dostępnych lustrzanek jest mały i lekki. Podczas deszczu łatwo go schować pod kurtką, a w trakcie długich pieszych wypraw nie stanowi żadnego obciążenia. Co dla mnie ważne, ręczne ustawianie parametrów ekspozycji jest intuicyjne i łatwe do wykonania w locie.

Olympus

Udostępnij Tweetnij Wykop